niedziela, 15 grudnia 2013

Początki w zakonie cz.1

Hej przepraszam w imieniu swoim, Jane ,Demetriego i Logana za nie obecność .  W ciągu ostatniego miesiąca dużo się zdarzyło zacznę od początku...


Byłam u siebie w pokoju, nikogo nie było a ja siedziałam przy biurku i trzymałam się za głowę. Cały czas miałam tak jakby wizje z przeszłości. Widziałam ogromny zamek, w nim dużo mężczyzn ubranych w białe szaty i w pasie związani czerwonym pasem .
Zamek : 




I z tego co widziałam nie byłam sobą, miałam czarne długie włosy do tułowia związane w kuca. Również byłam ubrana w te samy szaty co mężczyźni , ale nie miałam takich samych "spodni" ( nie wiem jak to się dokładnie nazywa xD ) , były one czarne ( mogę je porównać do współczesnych "rurek"). Szłam... Gdy przechodziłam obok mężczyzn kłaniali się mi. Nie wiedziałam dlaczego, i w tym momencie ta wizja się kończyła. Poszłam powiadomić o tym Aro... Aro na mnie spojrzał a potem na Caiusa i Marcusa. Aro wstał podszedł do mnie.
- Chodźmy Blak... - powiedział tak jakby coś złego się działo. Zaprowadził mnie do pokoju gdzie był tylko Alec i jakieś dwie maszyny.  Aro kazał mi się położyć na jednej z machin i zamknąć oczy. Ja wykonałam polecenie, słyszałam jak Aro wydaje Alecowi to samo polecenie. Nagle znalazłam się w tej wizji tam gdzie zawsze się kończyła , i w pewnym momencie przeniosło mnie w jakieś zupełnie inne miejsce. Zauważyłam że jestem o wiele lat młodsza i bawię się z jakimś chłopcem podobnym do Aleca. Mieliśmy około 11 lat, byliśmy koło jakiegoś domu w Rosji. Znałam ten dom, kojarzyłam go z mojego 1 życia. Bawiłam się dalej z chłopcem chociaż nie wiedziałam o co chodzi. W pewnym momencie usłyszałam głos jakieś kobiety.
- Altaïr ! - krzyknęła
Chłopiec pożegnał się zemną i pobiegł do kobiety. Ja wstałam i poszłam w kierunku domu, czułam się jakbym tylko obserwowała to zdarzenie , w ogóle nie ruszałam się ta dziewczynka którą najprawdopodobniej byłam ja chodziła sama. Nagle usłyszałam głos  Altaïra ( chłopca z którym się bawiłam)
-Sandro musimy już jechać! - krzyknął do mnie ( chyba :P )
Pobiegłam w kierunku Altaïra , obok niego był powóz ciągnięty przez dwa siwe konie ( dla was białe ) , Altaïr wyciągnął w moją stronę rękę ja złapałam go i weszłam do powozu. Obok Altaïra siedział mężczyzna... W białych szatach i w czerwonym pasie, miał na głowie założony kaptur z czubkiem tak jakby dziobem orła.
Mężczyzna :


Jak dotarliśmy na miejsce to był właśnie ten zamek który widziałam w wizjach .
- Już jesteśmy na miejscu... W Masjafie .- powiedział mężczyzna.
Zaprowadził mnie i Altaïra do zamku a później do jakiegoś dziadka z długą siwą brodą.

 
- Ach jak miło widzieć nowych uczniów w zakonie. - powiedział starzec
- Al Mualimie te dzieci nie poradzą sobie rady, może chłopiec tak , ale ta dziewczynka nie ma szans. -odparł mężczyzna
Ja spojrzałam z pogardą na mężczyznę a potem znów na starca.
- Aquilusie moim zdaniem ta dwójka będzie lepsza niż połowa zakonu.- stwierdził Al Mualim ( starzec)
Aquilus kiwnął głową i poszedł, z tego co mi się wydawało miałam iść za nim, Altaïr szedł za mną. Aquilus zaprowadził mnie i Altaïra do jakiejś komnaty i podał nam jakieś szaty.
- Weźcie to i jutro macie przyjść w tych szatach do mistrza. - oznajmił Aquilus , i wyszedł.
- Sandra jak myślisz co my tu mamy robić?- zapytał się mnie Altaïr .
- Nie wiem, ale wiem to że będziemy zabijać...- spojrzałam na podłogę i zobaczyłam dziwne odwrócone  V.
 


twarz Sandry w wieku 22 lat

środa, 16 października 2013

Moja historia cz.7

Hymmm.... Może to zabrzmi dziwnie , ale musiałam zkłonić brata żeby coś napisał bo wpis by był któtki :/  I pomoc była też od Eleazara który zna bloga dopiero od 9 dni :P


(Narracja Jane)
   Czas patrolu. Nie mam pojęcia, jak ja to przeżyję.

   Powlokłam się na dziedziniec. Był tam już mój trefny oddział i o dziwo Caius. 
- Aro kazał wam przekazać, że możecie się rozdzielić na dwie grupy, ale tylko wtedy, gdy już absolutnie nie będziecie mogli się znieść. Macie słuchać się Jane. Zrozumiano? Mam nadzieję, bo nie chce mi się tłumaczyć - i odbiegł w stronę zamku. 
To będzie długa noc... 
   Nagle pochylił się do mnie Felix, i, jakby nie wiedział że tamci i tak go słyszą: 
- Pst, mała, może zarządzisz rozdzielenie, bo mam ochotę na czas tylko we dwoje? - szepnął. 
- Taaak, jasne - powiedziałam, a Demetriego i Aftona zamurowało. - Idziesz z Aftonem i patrolujecie zachodnią cześć, a ja z Demetrim wschodnią. Spotkamy się przed zamkiem o 5. Zrozumiano? - powiedziałam. 
- Ale mi chodziło, żeby z tobą patrolować... - powiedział zasmucony Felix. 
- A skąd miałam to wiedzieć? Czy ty powiedziałeś z kim chcesz ten czas tylko we dwoje? Nie znam twojej orientacji - powiedziałam słodko. Demetri nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Jak on pięknie się śmieje... NIE! DOSYĆ TEGO! 
- A jakbym ci powiedział z kim, to byś poszła? - spytał Felix. 
- Nie, ale zawsze mógłbyś spróbować. Idziemy - zarządziłam. I poszłam na wschód nie patrząc nawet na Demetriego.
   - Czemu poszłaś ze mną, a nie z Aftonem? I w ogóle to czemu poszłaś zamiast Aleca? - chciał wiedzieć Demetri. No bo w końcu nawet Aftona wolałam od niego. 
 - A co cię to obchodzi? Alec miał coś do załatwienia i tyle - odpowiedziałam mu. No bo co miałam powiedzieć? Że kocham go, choć tego nie chcę? Musiałabym się wtedy tłumaczyć Trójcy, czemu mój partner na patrolu zemdlał. A Aro od razu dowiedziałby się o mojej debilnej miłości do tropiciela. I zaraz wszystko by powiedział całej straży. 
- Obchodzi mnie, bo ty nigdy nic dla nikogo nie robisz?Może chciałabyś powtórkę z misji? - spytał uśmiechając się chytrze. Tak pięknie... NIE! Co ja do diaska myślę? Odbiło mi, czy co? Najwyraźniej....
- Taaaaa, z chęcią spotkałabym znów tego dziwaka Dennisa i jego durny domek - powiedziałam z sarkazmem. 
- Hah, niech Ci będzie - powiedział Demetri. Wiedziałam. Ale nie mogę mu powiedzieć. Mam gdzieś to, że powinnam. 
- Przestaniesz mnie w końcu wkurzać?! - Wrzasnęłam na niego. 
- Niestety, ale nie. Lubię cię wkurzać - uśmiechnął się. Do diaska! Czy on coś podejrzewa? Nie, to niemożliwe. Oprócz mnie nikt o tym nie wiedział, więc kto miałby mu o tym powiedzieć? 
- Weź się zamknij, co? - powiedziałam do niego. Miałam go serdecznie dosyć.

(narracja Demetriego)
  Gdy wróciliśmy przed zamek, reszta już tam była. Jane poleciała do swojej komnaty, więc jako że miałem zaraz po niej najwyższy stopień, poszedłem zdać raport trójcy. Na szczęście patrol był spokojny. 
  Poszedłem do swojej komnaty, ale nie mogłem przestać myśleć co by było gdyby Jane była miła. Za to Felix był jakiś dziwnie szczęśliwy, odlicza dni od naszego powrotu z misji, konkretnie to dwa tygodnie od naszego powrotu, ale nie chce mi powiedzieć po co. Nie wiem dlaczego, ale czuję że to ma związek z Jane. Niewiele myśląc poszedłem do Felixa. 
- Po co odliczasz dwa tygodnie? - spytałem go wprost. 
- Nie wygadasz nikomu? - spytał. Kiwnąłem głową, przezornie krzyżując za sobą palce. - Mam pewien układ z trójcą. Jeśli Jane w ciągu dwóch tygodni od powrotu z misji nie znajdzie sobie nikogo, wyjdę za nią - powiedział z dumą. Zatkało mnie. Szczęście że palce skrzyżowałem! Prędzej bym się spodziewał, że Alec zechce zatańczyć na głównym placu Volterry, niż by ktokolwiek, nawet Felix, zechciał wyjść za Jane. A zresztą, ona nawet o tym nie wiedziała! To było chamskie.
   Wyszedłem z jego komnaty. Muszę to powiedzieć Jane. Nie pozwolę, aby Felix za nią wyszedł. Poleciałem do jej komnaty, ale Jane tam nie było. Zapukałem do Aleca. 
- Proszę! - usłyszałem i wszedłem. 
- Alec, wiesz może gdzie jest Jane? - krzyknąłem, całkiem niepotrzebnie. Teraz pewnie pół zamku co najmniej wie, że szukam Jane i że jestem teraz u Aleca. 
- Nie, a co, coś się stało? - spytał. Zdziwiony był. Nic dziwnego, jego siostry prawie nikt nie lubił. Była zawsze cyniczna, kłamliwa, wredna. Zupełnie niepodobna do brata. Alec był spoko. 
- Tak, i to coś ważnego. Nawet nie wiesz jak ważnego - powiedziałem. - A gdzie mogłaby ewentualnie być? - spytałem jeszcze za nim wszedłem. 
- W sali głównej, w swojej komnacie, ale tam pewnie już byłeś, ewentualnie w bibliotece. Powiesz mi, co to za ważna sprawa? - spytał jeszcze. 
- Nie mogę - powiedziałem już na schodach, ale wiedziałem że usłyszy. Alec ma nawet jak na wampira bardzo dobry słuch. Postanowiłem, że najpierw pójdę do biblioteki. Ale już gdy wszedłem do niej, wiedziałem że Jane tam nie ma. Poczułbym jej zapach. 
   Zbiegłem na najniższe piętro zamku i wpadłem do komnaty głównej.
- Demetri, czy coś się stało? - spytał Aro. 
- Czy wiesz może gdzie jest Jane? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. 
- Niestety Demetri nie wiem. Ale teraz, podaj mi proszę rękę - powiedział. Zauważyłem za jego tronem Felixa, który miał dziwną minę, pół złość a pół strach. Zrozumiałem, że pomyślał o tym, komu mogłem to powiedzieć. 
- Niestety , ale tym razem nie wypełnię rozkazu - grzecznie powiedziałem i wybiegłem z sali. 
- Felixie, Santiago, Chelsea, za nim! - usłyszałem jeszcze wrzask Caiusa. Kurwa... Santiago miał dyżur w sali? Cholera, cholera, cholera! On biega chyba najszybciej z całej straży, w każdym razie ode mnie z pewnością, więc nie mam szans mu uciec. Chyba że... Pobiegłem, najszybciej jak umiałem do swojej komnaty i chwyciłem czarną pelerynę. Był wieczór... 19 marca! Więc wszyscy będą tak wyglądali. A to ja byłem najlepszym tropicielem na zamku, więc nie dadzą rady mnie odnaleźć, jeśli tego nie zechcę! Nagle obok mnie pojawił się Alec. 
- Demetri, co ty wyprawiasz?! Uciekasz z Volterry?! Trójca powiedziała, że znasz bardzo ważną tajemnicę a teraz uciekasz z nią z Volterry aby ją rozgadać! To prawda?! I jeszcze kazali wszystkim złapać cię, jeśli tylko cię zobaczą - Alec w to nie wierzył. 
- Nie to nieprawda. Choć ze mną, tylko szybko! - powiedziałem. 
   Biegliśmy kilkanaście godzin, i znaleźliśmy się tam, gdzie chciałem się znaleźć - w parku Denali na Alasce, tam gdzie mieszka (przynajmniej mieszkał, i nie tracę nadziei że mieszka nadal) Eleazar z Carmen, Iriną  i Kate. Zatrzymałem się. 
- Słuchaj, Alec: Trójca umówiła się z Felixem, że jeśli w ciągu dwóch tygodni od jej powrotu z ostatniej misji nie znajdzie sobie partnera, to Felix za nią wyjdzie. Ale oczywiście twoja siostra nic o tym jego ,,cudownym pomyśle'' nie wiedziała. Więc chciałem ją powiadomić, dlatego pytałem się ciebie gdzie ona jest. Ale w sali głównej oprócz Trójcy był Felix i powiadomił Trójcę jaki to błąd popełnił, informując mnie o tym. Więc trójca wysłała aktualną straż, czyli Santago i Chelsea aby mnie złapali. Jestem pewien, że oni z Renatą, Heidi i w ogóle ze wszystkimi polecieli za mną, i wtedy wpadłem na pomysł, że zamiast uciekać po Volterze mogę uciec gdzieś indziej, bo i tak mnie nie znajdą. I gdy już wziąłem pelerynę, dołączyłeś do mnie ty. Ale teraz chodźmy do Eleazara i jego rodziny, trzeba sprawdzić, czy możemy u nich trochę pobyć. Bo Volturi aż tak prędko chyba mi nie wybaczy, że cię zabrałem i uciekłem...

(narracja Aleca)
   Nie wierzę w to, co zrobił Felix. Demetri miał rację - to było chamskie! Poszedłem za nim w stronę domu Eleazara i jego rodziny, i gdy już przy nim byliśmy, drzwi otworzyły się i wyszła z nich... Jane! Moja siostra tu była, podczas gdy sądziłem, że jest w zamku i nas goni! 
- Jane, co ty tu robisz? - wykrztusiłem. 
- Trójca mnie wysłała, abym sprawdziła, czy nie łamią prawa. A wy? - spytała chłodno. Nie przepadała za Denalkami, a Eleazara chciała zabić jeszcze 3 miesiące temu. 
- Jane, posłuchaj: Felix miał podczas naszej misji układ z trójcą, że jeśli w ciągu 2 tygodni od powrotu z niej nie znajdziesz sobie partnera, to wyjdziesz za Felixa. Felix przypadkowo wygadał mi się, i szukałem cię po całej Volterze, ale on powiadomił Trójcę i musiałem uciekać. Wtedy dołączył do mnie Alec - powiedział szybko Demetri. Jane zaniemówiła. Nie dziwię się jej. Sam nadal jestem zdziwiony zachowaniem Felixa. Rozumiem że kocha Jane, ale to już przesada. 
- Nie mogę za niego wyjść - wykrztusiła Jane. 
- Wiem, że go nienawidzisz, dlatego ci powiedziałem - odparł Demetri. 
- Nie, nie tylko dlatego. Ja... ja kocham ciebie, Demetri. Od misji kocham ciebie - powiedziała cicho i pobiegła w las. 
   Staliśmy oniemieli ze zdumienia. Tego się nie spodziewaliśmy. Miałem nadzieję, że moja siostra nie wróci do Volterry, aby wyjść za Felixa. On przestał być moim kumplem. Przez to, co zrobił.
 
 (narracja Jane)
   Kurde! Jak ja mogłam mu to powiedzieć, do jasnej ciasnej! Przecież on mnie nienawidzi!
   Siedzę w lesie i nie wiem co robić. Do Volterry nie wrócę, jak mi powiedzieli Demetri z Alecem co tam się dzieje. Do nich też nie pójdę. No przecież nawet Alec nigdy by nie pomyślał, że mogłabym się zakochać! I to w kim? W Demetrim! Przecież ja go nienawidziłam! Właśnie, niestety jest już to czas przeszły. Teraz pewnie tam siedzi z Alecem i się ze mnie śmieją. Nie wiem co robić. Może znajdzie mnie jakiś wampir i zabije, bo mam dosyć.

(narracja Demetriego)
   Nie mogłem w to uwierzyć. Jane kocha... mnie? Nie, w to na pewno nie uwierzę. To z pewnością tylko głupi dowcip. Tyle że ona nigdy dotąd nie żartowała... 
   Z zamyślenia wyrwał mnie Alec: 
- Demetri, trzeba ją znaleźć - powiedział. Ruszyliśmy w stronę lasu. Czułem jej zapach, ale nie wiedziałem gdzie dokładnie ona jest. Równie dobrze mogła być na drzewie, jak i na jakimś kamieniu, a las był duży. 
   Postanowiłem z Alecem, że się rozdzielimy. Poszedłem na południe, a on na północ. Choć w sumie było to trochę bez sensu. Ona mogła pędzić dużymi skokami gdziekolwiek, a las po prostu oznaczyć swoim zapachem. W końcu znała mnie od dawna i wiedziała, jakie mam techniki tropienia. 
   Chodziłem po lesie dość długo, prawie cały dzień, ale Jane nigdzie nie było, a przy okazji Alec też jest gdzieś w lesie. 
   Nagle poczułem coś na szyi, ale zaraz zapadła ciemność.

(narracja Aleca)
   Nie wiedziałem co robić. Moja siostra zakochana w Demetrim, którego przecież tak nienawidziła? To do niej niepodobne. Wiedziałem, że mówiła prawdę, ale w i tak nie mogłem w to uwierzyć. Znałem ją tak dobrze, a ona mi o tym nie powiedziała. 
   Przystanąłem i zacząłem węszyć. Wyczuwałem jej zapach. Do wyczucia jej nie musiałem mieć zdolności Demetriego. Wystarczyło mi to, że tak dobrze ją znałem. Ruszyłem trochę bardziej na zachód, tam, skąd dobiegał jej zapach. 
   I była tam. 
   Siedziała na gałęzi, oparta o pień drzewa, i w ogóle się nie poruszała. Wskoczyłem na drzewo. 
- Jane? - nie odpowiedziała. Patrzyła przed siebie. Gdyby była człowiekiem, pomyślałbym, że śpi. Ale nie mogła spać, to niemożliwe. - Jane? Proszę, odezwij się - powtórzyłem. 
    Ale ona nie reagowała, jak gdyby usnęła. Nagle zobaczyłem jakiś ruch między drzewami. 
- Kto tam jest!? - krzyknąłem. Na pewno nie był to Demetri, on by już się odezwał. Znów ten ruch. Zeskoczyłem z drzewa. - Kto to!? Halo! - krzyczałem. Zza drzew wyłonił się blond włosy wampir z włosami związanymi rzemykiem. Miał bose stopy. Rozpoznałem go. Był to James , uzdolniony tropiciel, choć oczywiście nie dorównywał Demetriemu. 
- Ona się nie odezwie. No, przynajmniej dopóki ja nie zechcę, aby się odezwała - powiedział i zaśmiał się cicho. 
- Co jej zrobiłeś!? - wydarłem się. - Demetri! Demetri! - krzyczałem. 
- Możesz sobie krzyczeć, on i tak nie przyjdzie. Zrobiłem mu to samo, co twojej siostrze - znów się zaśmiał. 
- Co ty im zrobiłeś?! Niech ona się obudzi, bo cię zabiję! - krzyknąłem, choć wiedziałem, że nie miałbym z nim najmniejszych szans. Nie umiałem walczyć. Zawsze polegałem na darze... Właśnie! Dlaczego go nie użyłem? Ech, bo wiedziałem, że wtedy James mi nie powie, co się stało z Jane i Demetrim. 
- Zabijesz mnie? Szczerze w to wątpię, bo wtedy twoja siostra już nigdy się nie obudzi... Chyba tego nie chcesz, co? - spytał chytrze. Miał, niestety, rację.
 - Pytałeś się co im zrobiłem... Ugryzłem ich. A ci, których ugryzę: zapadają w śpiączkę, dopóki nie dostaną pewnej odtrutki... ale nie powiem ci co to za odtrutka, o nie - znów się zaśmiał i pobiegł gdzieś. Był bardzo szybki, nawet nie miałem po co go gonić, ale mimo to biegłem. 
   Gdy go dogoniłem, widziałem że z kimś walczył... To był Eleazar! Dołączyłem do niego, ale James był dobrym wojownikiem. Nie mieliśmy szans, i James uciekł. 
   Wróciłem do lasu po Jane, a Eleazar pobiegł szukać Demetriego. Eleazar zabrał nas do siebie, bo podobno mieszkał z nimi od 10 lat pewien lekarz - Carlisle, który ma taką samą dietę jak on i Denalki. 
   Doktor zbadał Jane i Demetriego i powiedział mi, że po kilku dniach sami się wybudzą. Miałem taką nadzieję... 
   Carlisle opowiedział mi o sobie, a w zamian ja opowiedziałem mu o Volturi. Był nimi zainteresowany i postanowił że pojedzie do Włoch ze mną, Jane i Demetrim po ich wybudzeniu. Próbował mnie namówić do zmiany diety, lecz odmówiłem. Nie mam ochoty polować na zwierzęta. Nie wiem, jak wszyscy pomieściliśmy się w tym domku, pewnie wynikało to z tego, że nie musieliśmy spać. Pewien problem był z polowaniem, ale obiecałem że powstrzymam się od ludzi na czas przebywania tutaj. Zwierzęta nie są takie złe, ale nie pozwalały nasycić się do końca. 
   Miałem nadzieję na szybkie wybudzenie się siostry i Demetriego, bo wolałem, aby Volturi tu nie przybyli. Nie wiedziałem nawet do końca, czy aby na pewno chcę tam wrócić, ale wolałem nie ryzykować. To jedyne miejsce, w jakim będę miał cokolwiek do roboty.

(narracja Eleazara)

Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem tą dwójkę jakby śpiącą i Aleca. Stęskniłem się za nim. Nie sądziłem, że kiedyś go zobaczę, a tu - widzę go na polanie, niedaleko mojego domu. Alec jest zrozpaczony - czeka na wybudzenie się siostry. Widać, że w Volterze coś się wydarzyło, ale on nie chce mówić. Powiedział tylko, że Demetri i Jane muszą się zgodzić na mówienie o tym, bo to ich dotyczy. Cóż, w każdym razie dobrze, że Carlisle tu jest - gdyby nie on, Alec całkiem by się załamał. Od ich przyjścia minęły 4 dni i Carlisle twierdzi, że jutro lub pojutrze się obudzą. Mam nadzieję, że to prawda. Nie mogę patrzeć jak biedny Alec siedzi obok Jane i ją przytula.

(narracja Jane)
   - Carlisle, kiedy ona się obudzi? Mówiłeś, że to powinno już się stać! - słyszałam zrozpaczony głos Aleca, a nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, lecz pamiętałam tylko mężczyznę z blond włosami związanymi rzemykiem i okropny ból w szyi. Jego zęby... Ale czemu zemdlałam? Czy wampiry w ogóle mogą mdleć? Jak ja się tu w ogóle znalazłam? No tak, miałam misję... Wiem że Denalczycy mają nowego... Jakiegoś Carlisle'a... I spotkałam... No właśnie! Aleca i Demetriego! Powiadomili mnie o planie Felixa, a ja wyznałam Demetriemu miłość... 
- Przykro mi, Alec, ale to raczej niemożliwe. Jeśli w w ciągu dwóch godzin się nie obudzą, to umrą. Przepraszam cię, ale nic nie mogę zrobić - usłyszałam czyjś głos, prawdopodobnie Carlisle'a. 
   Ja mam umrzeć!? Z trudem otworzyłam oczy. Alec miał zakrytą twarz. 
- Alec... - mruknęłam. - Alec, gdzie ja jestem? - zapytałam z trudem. 
- Jane? Och, Jane, ty żyjesz! krzyknął i mnie przytulił.  

 Czekam, chociaż już nie wierzę. Czekam, choć wiem że to niemożliwe. Czekam, aż Demetri się wybudzi, mimo tego że wiem, iż to się nie stanie.
   Carlisle powiedział, że jeśli w ciągu godziny się nie obudzi, to już nigdy się nie stanie. I że jest mała szansa, że to w ogóle się stanie. Wszyscy wiedzą, że to się nie stanie. Tylko ja wierzę, że to w ogóle jest możliwe. I czekam. Wciąż czekam. 
   Gdyby nie to, co dzieje się teraz w moim sercu, i gdybym nie wierzyła, już dawno albo bym się zabiła, albo ujawniła, a wtedy Volturi musieliby zabić swoją ulubioną strażniczkę. Ale czekam. Jeśli na darmo, zabiję się. Ale muszę mieć pewność, że on żyje lub nie. Ma godzinę...
   Zrobiłam coś, i udało się. Demetri żyje, wybudza się. Tak! Nikogo przy mnie nie było, nikt nie wie, co zrobiłam: pocałowałam go. Demetri wybudza się. Powoli się rusza, coś mówi, on żyje! Demetri żyje, żyje, żyje! 
   Pobiegłam do innych. Nie musiałam nic mówić. Zrozumieli, dlaczego uśmiecham się, ale bez używania daru. 
   Carlisle pobiegł do pokoju, w którym leżał Demetri. I wrócił uśmiechnięty. 
 - Będzie żył - powiedział, i uśmiechnął się do mnie. -  Jane Mamrocze o tobie. Za godzinę będzie całkiem zdrowy - powoli poszłam do niego. Był nieprzytomny, ale mamrotał. Mamrotał moje imię. Tylko co ja mam zrobić? Może on nic nie pamięta? A jak mnie wyśmieje? 
   Niby niczego się nie bałam, ale to mnie przerosło. Czułam się, jakbym była dwiema osobami - cyniczną, kłamliwą, złośliwą Jane która jest zdolna tylko do złych uczuć, i tą, która przypomina człowieka oraz kocha Demetriego. 
   Poszłam z powrotem do innych. 
- Więc już nie jestem potrzebna. Jakby mnie ktoś szukał, jestem w Volterze. Do widzenia - powiedziałam i wyszłam. Z domu wybiegł Alec. 
- Jane! Przecież... ty specjalnie zostałaś, chciałaś uratować Demetriego, czemu...? - nie dokończył. Biegłam za szybko. 
   Wracałam do Włoch. Byłam tą pierwszą Jane, tą, która myśli tylko o sobie. Biegłam.
   Tak, to Volterra. Dotarłam. 
   Weszłam do sali głównej. 
- Jane! Wróciłaś! - wykrzyknął Aro. Naprawdę się cieszył. - Gdzie byłaś?! Czyżbyś widziała swojego brata oraz Demetriego? - spytał radośnie. 
 - Tak, i wiem dużo więcej niż chciałbyś abym wiedziała. Ale nie zdradzę nic, dopóki powiesz mi szczerze: czy masz przede mną tajemnicę dotyczącą MNIE?! Będę wiedziała, czy to prawda, czy nie!  
   O kurde, czy ja się dobrze czuję?! Właśnie groziłam Aro! I on naprawdę się przestraszył. Ach, no tak, zapomniałam o moim darze... Hm, jestem groźniejsza od Aro? 
- Tak, Jane, mam przed tobą tajemnicę dotyczącą ciebie - powiedział patrząc na braci.Caius wyraźnie się uśmiechał, Marcus walczył ze sobą, czy być znudzony czy rozbawiony. 
- A więc wiedz, że jeśli nie zrezygnujesz z tej głupiej obietnicy, pożałujesz! - wrzasnęłam. 
- Dobrze Jane. Oczywiście, to się nie wydarzy... Ech, dobrze, że mamy nową straż, bo stara pozwala uciekać dwóm osobom i ich nie znajdzie - westchnął na koniec Aro. 
- Nowa straż? Kogo mamy? - spytałam chłodno. 
- Eee... parę osób... Anette i Violetta, będą pomagać Heidi przy ludziach... Nic wielkiego... Anette ma dar: potrafi przewidzieć przyszłość tego kogo dotknie, wprawdzie niezbyt odległą, ale zawsze... - rzekł Aro, nadal przestraszony. 
   Wyszłam. Udałam się do pokoju Felixa. Zadudniłam w drzwi. 
- Otwieraj, ty... ty idioto, otwieraj! - wrzasnęłam. Felix, przestraszony otworzył. 
- Witam, Jane. Czyli... eeeee... Aro ci powiedział? - spytał. 
- Nie, debilu, Demetri i Alec mi powiedzieli, a Aro tak się mnie boi, że zaraz wszytko wypaplał! - wściekła byłam. Przez tego idiotę Demetri wie. I Alec, i ci głupi Denalczycy. Wyszłam i trzasnęłam drzwiami. Wypadły z zawiasów. I dobrze. 
   Poszłam do siebie. Po drodze minęłam jakieś dwie dziewczyny - jedną z rudymi, krótkimi włosami, a drugą z czarnymi, długimi. Na mój widok odeszły trochę dalej. Hm, skąd o mnie wiedziały? No tak, ktoś ze straży chciał oszczędzić im bólu próby przywitania się ze mną. Ruda posłała mi lekki, nieśmiały uśmiech. Ku swojemu zdziwieniu odwzajemniłam go, i to bez (!) daru. Ale nie miałam czasu zastanawiać się nad tym, dlaczego jestem miła. Myślałam o Alecu i Demetrim. Są nadal w Denali na Alasce, czy już wracają? Spojrzałam na zegar, który właśnie mijałam. Była 4, punktualnie. Weszłam do swojego pokoju i wzięłam jakiś wampirzy horror. Miałam dosyć istnienia, musiałam się czymś oderwać od moich trosk, a książki to było to. Alec zaraził mnie pasją do nich. Jeśli nie miałam kogo atakować darem, czytałam. To mnie odstresowywało. Akurat osób do ataku darem miałam dosyć, ale nie miałam na to ochoty. Wszystko się zmienia, wampiry też, przynajmniej wewnętrznie..
 
 
Jak ja nie nawidzę pisać prawdy co mówiłam i robiłam , ale cóż. Historii nie zmienię i nie wiem jakim sposobem zakochałam się w Demetrim. Blak teraz na pewno chce mnie dopaść... xD

wtorek, 15 października 2013

Moja historia cz. 6

Dzisiaj znów pisanie z Demetrim... No i z idiotom o nazwie Felix, zachciało mu się pisać xD Ale nie będzie cały czas pisać. Ty idioto jak byś nie mógł mówić wolniej na skypie... xD


(narracja Demetriego)
   Wybiegłem z zamku. Stali tam już Aro i Jane.

- Demetri, co tak cię zatrzymało? - spytał Aro. 
- Nie wiesz? On pewnie mizdrzył się przed lustrem albo dobierał kolorystycznie ubrania na każdy dzień misji - Jane uśmiechnęła się szyderczo. 
- Po prostu zagadałem się z Feliksem... - powiedziałem, nie zwracając uwagi na komentarze Jane. 
- Hm... no dobrze. Wszystko co musicie wiedzieć, przekazałem Jane. Samolot macie za godzinę - Aro ruszył w kierunku zamku. 
- Nie będę ci nic mówiła bo i tak nic nie zrozumiesz. Wsiadaj i się nie odzywaj, jeśli nie chcesz mnie wkurzyć - powiedziała. 
Wsiadłem.
   W samolocie było okropnie. W naszych papierach napisano, że jesteśmy MAŁŻEŃSTWEM! Byłem wściekły, a już o Jane nie wspomnę. Powiem tylko tyle, że nie chciałbym być w skórze Ara kiedy wrócimy. Przez całą drogę wyzywała go we wszystkich istniejących językach. Nigdy nie słyszałem naraz tyle przekleństw.

(narracja Jane)
   Jak Aro mógł to zrobić, do ciężkiej cholery! Ja z nim mamy być MAŁŻEŃSTWEM?! Zabiję Ara jak wrócimy! Cholera jasna, już chyba bym wolała za Felixa wyjść niż z tym idiotą spędzać ten miesiąc...
   Wędrujemy po tej wyspie już drugi tydzień. Nie wiem, czy wytrzymam dłużej z Demetrim. Biegliśmy przez las. Nagle Demetri poczuł trop Dennisa, bardzo wyraźny. Ruszył pędem, a ja oczywiście pobiegłam za nim, bo nic nie czułam. A muszę mieć swój dar! Dotarliśmy na polanę. Stał tam domek, identyczny jak ten z Jasia i Małgosi, tyle że nie z cukierków, a z różowej cegły i pełen ozdób. 
- Jesteś pewien, że do cholery wytropiłeś Dennisa, debilu? - spytałam wściekła. 
- Oczywiście... - Demetri. Nie dziwię mu się. Po raz kolejny dał się złapać na sztuczkę Dennisa. Nagle drzwi do domku otworzyły się i wyszedł z nich...

(narracja Felixa)
   Chodziłem bez celu po korytarzach Volterry. Nie miałem żadnych wiadomości ani od Jane, ani od Demetriego. Czas strasznie mi się dłużył bez kumpla i blondynki... 
  I wtedy wpadłem na ten pomysł. Poleciałem do wielkiej sali, jakby gonił mnie Alec i chciał potraktować swoim darem. 
- Coś się stało, z Demetrim lub Jane? - spytał zdumiony Aro.
- Chodzi o Jane... - zacząłem.
- Jak to? Wrócili z misji? - zainteresował się Caius.
- Jakiej misji? - spytał znudzony Marcus. Ten to nigdy nie wie, co się dzieje.
- Chodzi o to, że Jane nikogo nie ma, prawda?
- Tak, o ile mi wiadomo, to Jane nikogo nie ma. Ale do czego zmierzasz? - zapytał Aro.
- Bo ja bym mógł za nią wyjść! - krzyknąłem, a Trójca zastygła w zdumieniu. Nawet Marcus był zdziwiony.
- No... dobrze... - powiedział oszołomiony Aro. - Ale skąd wiesz, że ona nikogo sobie nie znajdzie?
- Można jej to powiedzieć tuż przed ślubem! - wykrzyknąłem.
- Dajmy jej, powiedzmy, dwa tygodnie od dnia powrotu z misji, a do tego czasu jej ani nikomu masz nic nie mówić o ślubie, zrozumiałeś? - spytał Aro.
- Aro, czy ty naprawdę chcesz się pozbyć wszystkich swoich strażników? - warknął Caius. - Nie ma pewności, czy Demetri jeszcze żyje, a ty już posyłasz Felixa na pewną śmierć - uśmiechnął się drwiąco blondyn.
- Uspokój się bracie, Jane nikogo nie zabije. Możesz już iść, Felixie - rzekł Aro, a ja wyszedłem z sali.
   W końcu spełniło się moje marzenie. Będę z Jane!!! 
(narracja Jane)
   ...I wyszedł z nich wampir ubrany w różową bluzkę, pomarańczowe spodnie i żółte szpilki.
- Witam was, jestem Dennis, a ty śliczna? - ukłonił mi się.
- Jane - powiedziałam chłodno. I to coś mi uciekło? Robiłam przy okazji makijaż czy jak?! - Nie poznajesz mnie? - spytałam.
- Ależ nie, takiej pięknej wampirzycy bym nie zapomniał - powiedział z przekonaniem.
- Doprawdy? A czy nie należałeś wtedy do armii? I może nie poznajesz mnie, bo byłam wtedy w kapturze na głowie, w szacie, i trzymałam się obok Aro? - patrzyłam, jak na jego twarzy pojawia się strach.
- Nieee! to ty mnie torturowałaś?! Należysz do Volturi?! - zanim cokolwiek powiedziałam podbiegł do Demetriego i go ukąsił. Ten padł na ziemię.
- Co ty mu zrobiłeś?! - wrzasnęłam.
- Niestety ale go nie zabiłem. Za jakieś pół godziny się ocknie, ale ja już zdążę uciec - zaśmiał się i pobiegł w las. Ruszyłam za nim.
  Po jakichś dwudziestu minutach się zatrzymał.
- Jesteś odważna, lubię takie - powiedział i złapał mnie za rękę. No nieee.... a obiecywałam, że nie dam się dotknąć... - Masz bardzo silny dar - powiedział. - A wiesz, że jak zabieram komuś dar, to przez godzinę nie mogę używać żadnego daru? Dziwne, co? - zaśmiał się. - Boisz się mnie? Tobie nic nie zrobię... Jeśli odejdziesz z Volterry, i będziesz ze mną. Inaczej cię zabiję. To co wybierasz?
- Oczywiście że masz mnie zabić. Nie wytrzymam z tobą. Dziwne, że na sam twój widok nie padłam - powiedziałam bardzo ,,uprzejmie''.
- Przesadziłaś - warknął i zaatakował mnie. Nawet nie atakowałam go, tylko robiłam uniki. Nie umiałam walczyć. Zawsze używałam daru... Moją ostatnią nadzieją był Demetri, który nie tylko był dobrym tropicielem, ale i wojownikiem. Gdzie on się podziewa?!
  I wtedy dostałam w twarz. Upadłam, a Dennis złapał mnie od tyłu i unieruchomił mi głowę.
- Masz jeszcze wybór - zasyczał mi do ucha. Milczałam, i poczułam jak zaczyna mnie rozdzierać. Wtedy wylądowałam na ziemi i usłyszałam dźwięk jakby rozdzieranego metalu. To Demetri właśnie zniszczył Dennisa. Podszedł do mnie i podał rękę
- Myślałem że nie zdążę... Szkoda - wyszeptał. . 

(narracja Demetriego)
     W Volterze względny spokój. Tylko Felix odliczał od naszego przyjazdu dwa tygodnie i gadał coś bezczelnie do Jane, a ona go wywaliła przez okno. Następnego dnia musieliśmy znosić czterech ludzi, którzy przyszli wstawić okno.
   Jane strasznie mało się odzywa i chodzą plotki, że zabujała się w Marcusie  i się do niego upodabnia. Gdy Alec ją o to zapytał, tak się wkurzyła, że przez cały dzień każdy chował się w swojej komnacie, bo używała daru na każdym kogo spotkała.

(narracja Jane)
  Co ich, do diaska, obchodzi że się nie odzywam? Powinni się cieszyć. A za te plotki niech sobie zobaczą, jak wygląda mój uśmiech do ofiary. Alec próbował ze mną jeszcze pogadać, no ale co ja mu powiem? Że się zabujałam w jego kumplu? On na zawał padnie, a śmierci brata nie chce. Po raz pierwszy żałuję, że nie mam żadnej kumpeli, której mogę to powiedzieć. Zresztą nie mogę się pogodzić z tym, że w ogóle się zakochałam. I to w kim? W Demetrim! Ja go nienawidziłam od dnia mojej przemiany! Zresztą wszystkich poza Aleciem nienawidziłam, ale tego idioty najbardziej. Nawet bardziej niż Felixa, który cały czas do mnie ostatnio gada jakieś bzdury o miłości.
   Wtedy do mojej komnaty wpadł Alec.
- Chciałeś coś? - spytałam bezbarwnym głosem. A on nic nie mówiąc wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. Zrozumiałam, ale na wszelki wypadek zapytałam:
- Chcesz się oświadczyć Corin? - spytałam, choć doskonale to wiedziałam. Odkąd przestał zarywać do Heidi, zobaczył Corin i od kilku miesięcy chodzą ze sobą.
- Jeśli nie masz nic przeciwko - powiedział.
- Alec, a czemu mam coś mieć? To twoje życie! Czego ty się boisz? - zdziwiłam się.
- Wiesz... bałem się trochę twojej reakcji - powiedział.
- Naprawdę jestem aż taka straszna? - do czego to doszło, żeby bał się mnie własny brat... - To było pytanie retoryczne - powiedziałam na widok miny brata. - No i kiedy chcesz to zrobić?
- Chciałem dzisiaj wieczorem, ale wypadł mi patrol całonocny - rozumiem go. Trójca pozmieniała patrole. Nigdy nie wiem kiedy mam patrol, i z kim.
- A z kim masz ten patrol? - zapytałam.
- Po co chcesz to wiedzieć? - odpowiedział nieufnie Alec.
- Chciałam iść na ten durny patrol za ciebie, ale skoro nie chcesz... - odpowiedziałam.
- Naprawdę byś to dla mnie zrobiła?! - ucieszył się.
- Tak, tylko powiedz z kim mam iść - pewnie z Demetrim lub Felixem. Ale przeżyję.
- Z Demetrim, Felixem i Aftonem - odpowiedział niechętnie. Skąd ja to wiedziałam? Moja niedoszła miłość, adorator za dychę i jedyny w miarę normalny Afton. Super patrol, nie ma co. 
- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz - powiedział szybko Alec.
- Nie, pójdę. Dam radę. Tylko pokaż pierścionek, mam nadzieję, że wybrałeś ładny, bo znam cię i wiem, że mógł ci się spodobać plastikowy z kiosku przed wejściem. - poprosiłam.
- To my mamy kiosk obok zamku? - zdziwił się mój brat.
- Alec, to była tylko przenośnia. No, pokaż - i otworzył wieczko. Pierścionek był naprawdę ładny, złoty z okrągłym rubinem.
- I jak? - denerwował się mój brat.
- Zaskoczyłeś mnie, pozytywnie rzecz jasna. Tylko zrób to dobrze, bo jak ci się nie uda, a ja pójdę z Demetrim i Felixem na patrol bez potrzeby, to zabiję ich i ciebie, rozumiesz?
- Jasne! Lecę powiedzieć chłopakom że idziesz zamiast mnie! Cześć! - zawołał ze schodów.
   Ech, co ja najlepszego zrobiłam? Nie wiem jak się zachować w stosunku do Demetriego. Postanowiłam w końcu, że będę równie ironiczna jak zawsze. W parszywym humorze rzuciłam się na łóżko i sięgnęłam po laptopa.

(narracja Demetriego)
   Alec mnie zaskoczył. Jane chciała zamiast niego iść na patrol? Albo ona zwariowała, albo Alec jej nie powiedział z kim ma mieć ten patrol. Ale powiedział mi, że owszem, Jane jest poinformowana z kim idzie na patrol i zrobiła to dla niego. Zaraz potem wybiegł i krzyknął jeszcze, że musi powiadomić Felixa i Aftona.

(narracja Felixa)
   Tak! tak! Jane z pewnością poszła na ten patrol dla mnie, w końcu odkryła co do mnie czuje! I teraz z pewnością się w końcu pocałujemy, za tydzień powiadomię ją o ślubie, i się pobierzemy! Tak! Muszę się przygotować! Patrol z moją ukochaną za godzinę!





Tak, tak bujałam się w Demetrim ,ale tylko przez miesiąc. Na szczęście... Co by się stało gdybym z nim była?! xD Chyba dostałabym jakiejś padaczki czy coś w tym stylu

niedziela, 6 października 2013

Moja historia cz.5

Hej, sory że nie pisałam ale szkoła.. Wystartowałam w matmie i chemi z 1 więc musiałam nadrabiać po szkole.


  - Aro cię wzywa - do mojej komnaty wszedł Alec. - Ciebie i Demetriego - powiedział.
- Wiesz po co? - spytałam go.
- Nie wiem, nie mówił - super... mam coś robić z tym pacanem? Jeśli wyślą nas razem na misję, niechybnie zginie albo on, albo ja. Gdy Aro wysłał nas kiedyś na misję, abyśmy uspokoili nowo narodzonych w Meksyku, zrobiliśmy większy kłopot niż cała ta armia i musiał wysyłać Felixa, Aleca i Chelsea, żeby wreszcie pozbyć się tych zwampiryzowanych dzieciaków.
  Gdy zeszłam do komnaty, była tam tylko Trójca. Po chwili wpadł Demetri.
- W końcu - mruknął Caius. - Aro, tak bardzo chcesz się pozbyć Demetriego? - spytał. Widać dawał mi większe szanse na przeżycie niż tropicielowi.
- Caiusie , uspokój się, nikt nikogo nie zabije - powiedział Aro, a potem zwrócił się do mnie i do Demetriego: - jak już pewnie się domyśliliście, macie pojechać razem na misję ORAZ się nawzajem nie pozabijać, jasne? - spytał. Czyli miał podobne obawy do Caiusa.
- No ok... - odparł Demetri
- No więc, czy pamiętacie wampira o imieniu Dennis?

Nie - powiedział od razu Demetri. Mi to imię coś mówiło... Kojarzyło mi się z Meksykiem, tylko nie wiedziałam czemu.
- No więc - powiedział Aro, chyba sądząc, że ja też nie kojarzę Dennisa -
- pamiętacie wojny w Meksyku między Benitem i Marią? - zapytał. Teraz dopiero sobie przypomniałam. Dennis, jedyny wampir z armii Benita, który zdołał nam uciec! Gdy zabiliśmy Benita, on razem z Marią uciekł, z tym że Marię zdołaliśmy spalić, a jego nie. Trójca sądziła, że zginął, więc po co do niego wracać?
- Teraz pamiętam -Demetri.- On  jest szybki, i ten jego dar...
- W takim razie to on jest waszym celem. Przebywa teraz gdzieś w okolicy Alaski, i macie go złapać i zabić. Musicie zachować szczególną ostrożność, bo wiemy już, jaki dar posiada Dennis. Gdy dotknie jakiegoś wampira, może zabrać mu dar, a tego daru nie można odzyskać, puki Dennis nie zginie, więc nie pozwólcie by was dotknął, chyba że tuż przed jego śmiercią, zrozumiano? - spytał.
- Tak, panie - odpowiedziałam równo z Demetrim.
- Świetnie, więc  dziś o jedenastej macie samolot. Jedziecie na miesiąc, oczywiście spakujcie same jasne ubrania - powiedział Aro.
- Mamy lecieć z ludźmi? - wyrwało mi się. Cholera, Heidi przyprowadzała ludzi tydzień temu, a jak rzucę się na kogoś, z pewnością trójca nie będzie zadowolona.
- Tak, z ludźmi. Tak będzie szybciej. Właśnie, co do ludzi... Na Alasce nie możecie zdradzać swojej obecności, więc musicie posilać się tam zwierzętami, zrozumiano? - spytał jeszcze Aro. Kurwa, i jak ja mam wytrzymać na tej piekielnej misji? Nie dość, że z Demetrim, to jeszcze posilić się normalnie nie można. Aro coraz bardziej traci szansę, że tropiciel przeżyje.
- Możecie już iść - powiedział Aro. Wyszłam z sali i poszłam do swojej komnaty, aby się spakować. Rzecz jasna, nie spakowałam jasnych ubrań - tylko czarne i szare. Nic mnie nie obchodzi, co powie trójca. Jak mam polować na debilne jelenie, to przynajmniej będę wyglądać jak normalny wampir.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z racji żeby wpis był dłuższy pisałam go z Demetrim, teraz wpisy będą podzielone na narracje
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
(narracja Demetriego)
  Nie mam pojęcia, jak przeżyję ten miesiąc. Nadal nie wierzę, że mam jechać z Jane. Ja ją przecież zabiję! Albo, co gorsza, ona mnie... Po spakowaniu się zostało mi jeszcze sześć godzin.
  Postanowiłem pójść kogoś powiadomić, gdzie można szukać popiołów ze mnie. Tylko do kogo? Alec zaraz pogadałby o tym z siostrą, Santiago i Afton mają patrol, więc zostaje Felix. Tylko że on na pewno nie zareagowałby prawidłowo... Ale kogoś muszę powiadomić, gdzie trójca wyznaczyłam śmierć moją lub Jane.
  Gdy wszedłem do pokoju Felixa, on siedział przy laptopie. Odwrócił się do mnie, a ja zastygłem bez ruchu. Nie mogłem uwierzyć, co on miał na tapecie laptopa. Właśnie tą blondynkę, którą będę musiał znosić przez cały miesiąc! Na pewno dostał tą fotkę od Aleca. Jane lekko się na niej uśmiechała, ale nie swoim normalnym, torturującym uśmiechem, tylko tym ludzkim.
- Weź zmień tapetę - powiedziałem.
- A co ci się w niej nie podoba? - oburzył się Felix.
- Tapeta jest OK, ale osoba na niej nie. A ja ją będę musiał znosić przez miesiąc, podczas gdy ty będziesz siedzieć w zamku bez niej... - jęknąłem.
- Co? Jak to?
- Trójca kazała nam jechać na misję na Alaskę. Szukaj tam moich prochów, gdy nie wrócę - poinformowałem go.
- Czemu mnie nie wybrała trójca... - jęknął smutno.
Tak jak sądziłem... Felix jest w niej ZAKOCHANY! Ja sam nie wiem, jak on mógł zakochać się właśnie w Jane. Tylko wariat mógłby się w niej zakochać. Niestety, chyba Felix jest takim właśnie wariatem.
- O kurde, muszę lecieć, mamy za godzinę być na lotnisku. Jakby co to wiesz, gdzie szukać popiołów ze mnie - powiedziałem i poleciałem na dziedziniec zamku.

 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tylko wariat mógłby się w niej zakochać - Demetri... Obraziłeś chyba Blak bo Logan to jej brat xD

 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 22 września 2013

Moja historia cz. 4

  Nie wierzę. Caius (ale w złym humorze) w końcu ustąpił i Afton bierze ślub z Chelsea, a do tego WSZYSCY mają przyjść. Jutro przyjedzie kolejny projektant. Pierwszy był już dzisiaj, ale został zjedzony przez wściekłego Caiusa.
  Felix zwariował i zaczął mnie... zapraszać na randkę. No po prostu ona jest jakiś nienormalny, na sto procent. Tak mi się naprzykrzał, że go wywaliłam przez okno i oderwałam mu rękę. Mam ją, bo Aro zabronił mi ją spalić. No ale na pewno mu jej nie oddam. Gdy wylatywał przez okno, użyłam na nim mojego daru. Szczęście, że była noc i ludzie nic nie widzieli.
  - Jane, wszyscy mają zejść na dół – do mojej komnaty wszedł Alec. Cholera, projektant przyjechał. Akurat teraz... Wstałam z fotela i poszłam na dół. 
- A co to ma być? - krzyknęła jakaś kobieta ubrana w okropny, pastelowy róż. - Idź mi zmyj ten makijaż, natychmiast, to nie wybieg wampirów! - Już chciałam jej powiedzieć, że owszem, to jest wybieg wampirów, ale zobaczyłam minę Aro, a nie chciałam mu się narażać. Poszłam na górę i w ludzkim tempie zmyłam czarny makijaż. Spojrzałam w lustro. Nie byłam pewna, czy mnie rozpoznają, ale ruszyłam w stronę wielkiej sali. Oczywiście, gdy do niej weszłam, wywołałam istną sensację. 
  Aro właśnie siadał na tron, ale popatrzył się na mnie, i z hukiem zleciał na podłogę. Marcus po raz pierwszy okazał nie znudzenie, a zdziwienie i wytrzeszczał oczy. Demetri oparł się o kolumnę, ale za mocno, i ta przewróciła się razem z nim. Santiago musiał walnąć Felixa, bo ten gapił się i nie zauważył, że Heidi, zdziwiona, oderwała mu rękę, i to akurat tą ostatnią. Renata, Chelsea i Afton patrzyli się na mnie, jakby zobaczyli Marcusa tańczącego na rurze, a Caiusowi prawie oczy nie wypadły, bo stał nieruchomo i tylko patrzył. Szczęście, że przynajmniej Alec zachowywał się normalnie. Scena była tym bardziej nienormalna, bo projektanci nie zwracali uwagi na to wszystko: przewróconą kolumnę i Demetriego, Aro siedzącego na podłodze (jeszcze nie wstał, tylko się gapił) i oderwaną rękę Felixa. Może o nas wiedzieli? Tak czy siak, kobieta w różu kazał mi przymierzać setki sukien, zanim w końcu spodobała mi się prosta, granatowa sukienka do kostek.
 Gdy wychodziłam z sali, Afton z Caiusem próbowali sprawić, aby Aro wstał podłogi, bo siedział tam już kilka godzin, no i wygląda na to, że nigdy z niej nie wstanie. Ślub Aftona i Chelsea za tydzień, jeśli Aro wstanie, bo bez niego Caius odwoła ślub.
  Dzień ślubu. Że też wampiry nie mogą chorować... Nie chce mi się patrzeć, jak Afton i Chelsea się całują się przed ołtarzem. No ale Aro wstał z podłogi (wstał dopiero dwa dni po wizycie projektanta) i oznajmił, że kto spróbuje się wymigać, zostanie spalony. A nie mam na to ochoty. Dla wampira spalenie to śmierć. O matko, Alec mnie woła. On NAPRAWDĘ cieszy się z tych wszystkich ślubów. Dla mnie to jest bez sensu.

(narracja Aleca)
  Jane strasznie się zmieniła, odkąd zostaliśmy wampirami. Wcześniej była milsza, nie traktowała wszystkich z góry, a teraz obnosi się z tym swoim wielkim darem i szacunkiem (a raczej strachem) Trójcy. Demetri i inni sądzą, że Jane taka po prostu jest i tyle, a ja wiem, że ona wcale nie chciała być wampirem. Chciała żyć dalej jako człowiek. Jakiś miesiąc po przemianie nawet podpytała Eleazara, czy wampiry mogą stawać się z powrotem ludźmi. Oczywiście odpowiedź była negatywna.

(narracja Jane)
  Zwlokłam się na dół i weszłam do jednej ze sporych komnat, które nie były używane. Teraz ta sala była przystrojona czerwonymi i białymi girlandami oraz kwiatami. Miałam nadzieję, że w tej chwili wybuchnie jakaś wojna tuż obok naszego zamku, ale gdzie tam... Zawsze jak mam ciekawsze zajęcia do roboty, Trójca musi mnie wysłać na beznadziejną misję, a jak już chcę wyjechać choćby i polować na zwierzęta, aby wypróbować tę idiotyczną dietę, to oczywiście muszę siedzieć w zamku i patrzeć na zakochanych. Do diabła z miłością – na co ona komu? Miłość psuje wampiry. Jestem pewna, że ja nigdy w nikim się nie zakocham.

Ostatnie zdanie... Myliłam się, Logan

sobota, 21 września 2013

Co to się dzieje? o.O

Nie wiem co się dzieje ale cała moja rodzina zaczyna zmieniać się w wampiry...Teraz nadszedł czas na Cobyego

Imię: Coby
Nazwisko: Nie ma
Wiek: 22 (ludzkich) 1 dzień (wampirzych)
Dziewczyna: Miał ale teraz się nie spotykają
Krew:Ludzka
Moce: Ziemia
Umiejętności: Typowe dla wampira
Specjalne umiejętności: ------------
Rodzina:Blak, Boss, Zula, DeRno , Logan,Sybir,
Opis:Urodził się na S, matka i ojciec uczyli go latać przez jakiś czas. Gdy skończyli ojciec się go wyrzekł.... Został z matką, ona rok później stała się wampirem. Był sam... Dołączył do Krwawego wodospadu, wypytywali go. Po 2 miesiącach wygnali za zdradę wampirom. Dołączył do Sybir. Szybko odszedł, zmienił się w wampira.

Z Mako:




środa, 18 września 2013

OMG

Ja sb oglądam filmiki z Volturi a tu Aro chce poznać zespół mojego braciszka xD :

Moja historia cz.3

Tego nikt się nie spodziewał, nawet ja. Ale po kolei.
  Od walki z rumunami minęło jakieś 1500 lat, mieliśmy w tym czasie spory kłopot z walkami w Teksasie i Meksyku (zwłaszcza z wampirem o imieniu Benito i jego nowonarodzonym Dennisem). 
  Wczoraj musieliśmy wszyscy - oprócz żon braci, oczywiście - wybrać się do parku Denali na Alasce, aby ukarać pewną kobietę, która mimo zakazu stworzyła nieśmiertelne dziecko. Sasha (ta wampirzyca) za nic nie chciała oddać swojego synka Vasilli'ego, więc musieliśmy ich spalić razem na miejscu. Przyglądały się temu cztery wampirki, trzy chyba były córkami tej wampirzycy, bo były bardzo podobne między innymi była tam Blak, tak Blak. To było jakieś 200-300 lat temu kiedy było jej to 3 życie.A czwarta była czarnowłosą Hiszpanką. Były bardzo smutne, prawie się rozpłakały. Caius chciał je również zabić oprócz Kate i Blak ze względu na ich talenty, ale niestety Aro miał akurat dobry humor i wyczytał z ich wspomnień, że chłopca widzą dopiero pierwszy raz i nie wiedziały, że ich matka stworzyła nieśmiertelne dziecko. A było jeszcze gorzej, bo Eleazar zakochał się w tej Hiszpance. Aro zaproponował Kate i Blak dołączenie do nas z powodu ich darów, dziewczyny odmówiły, gdyby była tam Chelsea byłyby już dawno w Volturi.
  A dzisiaj okazało się, że żona Marcusa , Didyme, również stworzyła takie dziecko! Marek jest załamany - w końcu od zasady zakazu tworzenia nieśmiertelnych dzieci nie ma wyjątków, i dziś patrzyliśmy jak Didyme z dzieckiem na rękach płonie. Taki maluch mógłby zdradzić istnienie wampirów! Cieszę się, że to dziecko spłonęło, ale Alec pociesza pozostałe żony. Nie wiem po co. Kobieta stworzyła dziecko, więc zginie. Nie rozumiem, jak Marcus może rozpaczać. Nawet mu się nie chce obchodzić swojego święta (tak, dzisiaj 19, czyli dzień Św. Marka). Że też teraz Ara wzięło na sentymenty i ogłosił w Volterze żałobę! No po prostu... Sam spalił żonę Marcusa i chłopca, a teraz pociesza brata. Nie wiem co mu to da, skoro Marek się na niego obraził i chyba już w ogóle przestał mówić. Sama nie wiem co kobiety widzą w tych dzieciach. 
  Dziś wieczorem mam patrol po prostu z zajebistym towarzystwem. Ja, Chelsea, Afton i FELIX! Felix i Afton niedawno się pokłócili na całą Volterrę, bo Felix podrywał Chelsea. Po prostu fantastyczny skład, nie ma co. Bo Felix Chelsea już nie podrywa... On MI nie daje żyć!
  Eleazar nie wróci więcej do Volterry. Bierze ślub z Carmen i zamieszka na Alasce. Blak podobno popełniła samobójstwo 2 lata później. Zwariował Eleazar, on i te kobiety to wariatki, nawet nie żywią się jak normalne wampiry, tylko piją krew zwierząt! Jeśli kiedykolwiek spotkam Eleazara, zniszczę go. Oderwę mu nogi i ręce, a potem spalę! Alec próbował mnie namówić do pójścia na ten cholerny ślub. Jeszcze czego! Niech sobie idzie sam, jak chce. A może sam ma ochotę pić krew zwierząt? Co to niby za krew, do cholery! 
  Nagle przybiegł Felix. Strasznie podenerwowany. 
- No niech zgadnę, nie wiesz, czy na ślub tych idiotów założyć czarne czy fioletowe ubranie? - spytałam. 
- Nie! - powiedział. - Aro i Caius, żebyś to widziała... - przerwał. 
- Aro i Caius co? - zdenerwowałam się. Mówi czy nie? 
- Do komnaty głównej przyszedł Afton, i spytał, czy w sobotę może zorganizować ślub swój i Chelsea, a Caius na to, że nie, bo on ma być tego dnia na misji. I wtedy Aro powiedział, że postara się, aby misja wypadła po ceremonii. No i Caius wstał z tronu, i powiedział, że nie będzie zwalniał straży z misji, aby urządzić ślub dla paru osób. I Aro wtedy też wstał, i powiedział, że to nie Caius decyduje, tylko on. No i Caius wyglądał, jakby chciał brata uderzyć, no i nawet się zamachnął, ale Alec użył daru. I tak stali naprzeciwko siebie nieruchomo, i chyba zresztą nadal stoją, bo Alec boi się wyłączyć dar, żeby go za to nie ukarali... - nie słuchałam go dalej. Pobiegłam do komnaty głównej. 
  Rzeczywiście, Alec trzymał Aro i Caisua pod darem. Marcus westchnął. Nie zauważyłam wcześniej, że on też tu jest. Chyba niezbyt go obchodziło, że jego bracia chcą się pozabijać. Zresztą, Ara chyba by aż tak nie żałował, w końcu ten zabił mu żonę... ciekawe kto by wygrał, gdyby Aro i Caius jednak walczyli. 
- Jane... - jęknął Alec. - Co ja mam teraz zrobić? Jak ich puszczę, to się pozabijają... Albo jeszcze mnie... - jęczał. 
- To ich nie puszczaj - zaproponowałam. 
- Ale ich trzeba w końcu puścić... I co z tym zrobić? - zastanawiał się. 
- Alec, puść ich – poprosił Marcus. - Bez ich kłótni będzie nudno... 
   Zdziwiłam się. To Marcus może być jeszcze bardziej znudzony? Przecież on i tak wygląda, jakby lada chwila miał umrzeć z nudów, no ale to u wampira niemożliwe. Zdziwiony Alec puścił Aro i Caiusa. Afton oczywiście już czmychnął, bojąc się o siebie i swój ślub. Raczej nieprędko o nim wspomni... 
- Alec! Jak mogłeś to zrobić?! - Wykrzyknął Aro. Chyba dawno nie był tak wściekły. Dorównywał już Caiusowi. - A wy na co tak patrzycie? Już, do swoich komnat ci, którzy nie mają patroli! Ty zostajesz, Alec! - Alec popatrzył na mnie przerażony. Udawałam, że nie widzę. Mógł tego nie robić. Byłoby na co popatrzeć. Walka Caius z Aro to by było coś. Wyszłam z komnaty. Nie miałam ochoty zostać ukarana z powodu mojego brata.
  Około trzeciej do mojej komnaty przyszedł Alec. 
- Myślałem, że będzie gorzej. Kazali mi iść teraz na patrol z Corin i Felix, a jutro mam pomóc Heidi z jedzeniem - mogło być gorzej? On chyba zwariował. Corin to jeszcze jest w porządku, ale że ,,mogło być gorzej'', tak mówił o patrolu z FELIXEM!? Nie wierzę. Felix jest strasznie głupi, chyba go w Volterze trzymają tylko ze względu na jego siłę i nic więcej.

Moja historia cz.2

  W pokoju nie było już nikogo żywego oprócz mnie i Aleca, jeśli my w ogóle jesteśmy żywi. Nadal czułam palenie w gardle, ale mniej wyraźne. Nagle drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła Heidi.

- Aro chce was widzieć – powiedziała, i wyszła. Wyszliśmy zaraz za nią - nie minęła nawet minuta, a już jej nie było. Został tylko ten dziwny zapach, podobny do tego, co czułam przy tamtym mężczyźnie. Po zapachu doszłam do tych samym, rzeźbionych drzwi co poprzednio. Otworzyłam je i weszłam, a za mną Alec. 
- Mam nadzieję, że już zaspokoiliście swoje pragnienie! - powiedział do nas Aro, uśmiechając się. - No dobrze. Jane... podejdź tu - przywołał mnie do siebie i wyciągnął rękę. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale podałam mu swoją. Gdy dotknęłam ręki Aro, jego oczy stały się dziwnie zamglone. Po kilku sekundach puścił moją dłoń. -Tak, bardzo dobrze... Alec! - zawołał. Mój brat podszedł do Ara niepewnie i spojrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, po co to robimy. Aro tym czasem wystawił dłoń, a Alec jej dotknął. Oczy wampira znów zaszły mgłą. Tak samo, po kilku sekundach ją puścił. - Ciekawe... - mruknął. - No ale mniejsza z tym. Santiago! Odprowadź Jane i Aleca i ich komnat! - krzyknął Aro do jednego z wampirów. Santiago otworzył drzwi i spojrzał na nas. Wyszliśmy za nim. 
- Po co Aro chciał nas dotknąć? - spytał Alec wampira. 
- Chciał wiedzieć, jak się tu czujecie. - odpowiedział mężczyzna. Zdziwiłam się. Przecież Aro o nic nas nie zapytał, tylko nas dotknął! - Aro umie wyczytać wszystkie myśli i wspomnienia osoby, której dotknie – wyjaśnił Santiago, widząc nasze zdumienie. - No, to wasze pokoje – zostawił nas i szybko ruszył z powrotem. 
  Weszłam do jednej z komnat. To była ta sama komnata, w której wtedy się znalazłam, teraz jednak trochę inaczej umeblowana. Ściany były ciemnoszare, a wszystkie meble zrobione były z czarnego drewna. Łóżko, szafa i biurko były chyba całkiem nowe. Na ścianie wisiał czerwony jak krew zegar. Oprócz drzwi, przez które weszłam, był drugie, które prowadziły do łazienki. Obok łóżka stał regał z kilkoma książkami, a szafie znalazłam ubrania, głównie szare i czarne. Zauważyłam, że jestem cała w krwi. Przebrałam się w szarą sukienkę, która była w szafie i spojrzałam na zegar. Było wpół do trzeciej, ale że w pokoju nie było żadnych okien, nie wiedziałam, czy jest to dzień czy noc. Postanowiłam wyjść z pokoju. Nie wiedziałam, co miałabym zrobić na korytarzu, ale wolałam już pochodzić po zamku niż siedzieć bezczynnie. Wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę sali z tronami. 
  Nagle poczułam na ramieniu czyjąś rękę i zatrzymałam się. Spojrzałam na wampira, który mnie zatrzymał. Był to Demetri. Miał ciemne blond włosy  i ciemnoczerwone oczy. Zastanawiałam się, czy moje oczy też miały taki straszny odcień. 
- Co ty tu robisz? - spytał. Jakby to nie było oczywiste. W końcu ile można siedzieć w jednej komnacie? 
- Chodzę, nie widać? - Spojrzałam na niego z wściekłością. Nienawidziłam go, szkoda, że nie mogę sprawić, aby wił się z bólu jak tamci chłopcy, gdy jeszcze byłam człowiekiem... Ku mojemu zdziwieniu Demetri naprawdę upadł na kolana i zaczął zwijać się z bólu. Krzyknęłam ze strachu. Nie wiedziałam, co zrobiłam. Nagle obok mnie pojawił się Aro, i... zaczął się śmiać. 
- Magnifico! - wykrzyknął, a obok niego pojawili się jego bracia. 
- Co jest takie wspaniałe? - spytał Marcus
- To, że Jane odkryła swój dar - rzekł Aro, a Caius wyraźnie się uśmiechnął. 
- Naprawdę? Ona to zrobiła? - wskazał na wijącego się Demetriego. 
- Tak, bracie – rzekł zadowolony Aro i zwrócił się do mnie: 
-Może darowałabyś już naszemu tropicielowi resztę katorgi? Chyba już zrozumiał, że coś ci się nie spodobało - spojrzałam na Demetriego. Więc był tropicielem... Nie wiedziałam, jak to zatrzymać, skąd niby miałabym to wiedzieć? Uświadomiłam sobie, że cały czas się uśmiecham, i przestałam. Demetri leżał teraz nieruchomo na plecach. Za to Aro uśmiechnął się.
 - Jane, chyba nie będziesz się zbyt często uśmiechała, jeśli nie chcesz być unikana przez naszą straż... Tak, jeśli się uśmiechniesz, możesz torturować kogo tylko zechcesz. Tak... Przyda nam się taki dar. No, ale idź już do siebie, niedługo przyjdzie do was Heidi, a potem Felix was oprowadzi po zamku. - Odeszłam, i starałam się znaleźć drogę do sypialni mojej i Aleca. O dziwo nie było to trudne, mimo że Volterra była bardzo duża. 
  Weszłam do komnaty Aleca. 
- Heidi niedługo przyjdzie - powiedziałam do niego i wyszłam.

Post

Widzę że filmików jest znacznie więcej od wpisów więc opowiem moją historię :
Zamknęłam oczy. Słyszałam tylko krzyki tłumu, który otaczał mnie i mojego brata. Za chwilę mieliśmy spłonąć na stosie. Zostaliśmy oskarżeni o czary, gdy na mój widok kilku chłopaków zaczęło wić się z bólu.

  Nagle poczułam, że ktoś mnie uniósł, a zaraz potem poczułam piekący ból w ręce, który rozchodził się po całym moim ciele. 
  Gdy otworzyłam oczy, leżałam w pokoju z szarymi ścianami i czarnymi meblami, na łóżku. Nigdzie nie widziałam Aleca. Paliło jak diabli! Zaczęłam krzyczeć, ale to było na nic. Nikt nie przychodził. Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam. Zamknęłam oczy z powrotem. Ból nie ustawał. Mijały minuty, godziny, może nawet dni... W końcu ból ulżył, zdawał się opuszczać moje ciało przez palce u nóg. Leżałam chwilę, aby upewnić się, że to koniec cierpienia. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Nie był duży, mieścił się w nim regał z książkami, szafa, biurko i jedno okno, przysłonięte bordową firanką. Poczułam w gardle coś dziwnego – jakby było całkiem wyschnięte. 
  Nagle drzwi otworzyły się. Do pokoju wszedł ciemnowłosy mężczyzna. Gdy popatrzyłam na jego oczy, prawie krzyknęłam. Były ciemnoczerwone. Mężczyzna miał na sobie ciemną, prawie czarną pelerynę z kapturem. Był strasznie blady. 
- Pewnie jesteś spragniona - powiedział. Kiwnęłam głową, bo nie wiedziałam, jak inaczej określić uczucie w moim gardle. - Chodź - poszłam za nim. Gdy wyszłam za nim, on stał już przy innych drzwiach, po drugim końcu korytarza. Był strasznie szybki, kimkolwiek był. Ruszyłam w jego stronę i nagle znalazłam się tuż przy nim. Mężczyzna otworzył drzwi do pokoju. 
  Na łóżku leżał chłopak z brązowymi włosami i bladą twarzą. Po chwili, pewnie gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi, wstał. Miał czerwone oczy, znacznie jaskrawsze od mężczyzny w pelerynie. Dopiero po chwili rozpoznałam w chłopaku Aleca. Popatrzył na mnie, i chyba również z trudem, ale mnie rozpoznał. 
- Jane? - spytał. Kiwnęłam głową. 
- To ty, Alec? - zapytałam. Powtórzył mój ruch.
- No, chodźcie już. Kajusz nie lubi czekać - powiedział mężczyzna i ruszył dalej korytarzem, ale nie zauważyłam w jego ruchach poprzedniej, nadzwyczajnej szybkości. Ruszyłam za nim, Alec również. Szliśmy dość szerokim korytarzem pomalowanym na czarno. Na ścianach wisiały obrazy, najczęściej przedstawiające trzech bladych mężczyzn. Zauważyłam, że wszystko to widzę niezwykle wyraźnie. Widziałam każdy szczegół, każde pociągnięcie pędzlem na obrazie. 
  Korytarz tymczasem zaczął się zwężać, by zakończyć się ślepą uliczką. Stałam chwilę zdezorientowana, ale mężczyzna podniósł w podłodze dziwną klapę i skoczył. Popatrzyłam na Aleca. Bałam się, ale skoczyłam. Spadałam może kilka sekund i wylądowałam na nogach. Nic nie poczułam, a przecież było strasznie wysoko. Zaraz zobaczyłam brata stojącego obok mnie. Nie minęła nawet sekunda! Po raz pierwszy nie wiedziałam co robić. Chociaż nie, tak tego nie dało się określić. Czułam, nie wiem, chyba zapach mężczyzny w pelerynie. Ruszyłam tam, gdzie ciągnął mnie dziwny, niewidzialny ślad. Po chwili zobaczyłam wielkie, zdobione drzwi, obok których stał mężczyzna. Gdy nas zobaczył, otworzył drzwi i pokazał gestem, byśmy weszli za nim. Sala, do której weszliśmy, była ogromna, nigdy, w całych Włoszech nie widziałam takiego wielkiego pomieszczenia. Miała okrągłe sklepienie i jasne ściany, obok których stały piękne, zdobione kolumny. Na wprost nas zbudowany był podest na kilku schodkach, a tak stały trzy brązowe, rzeźbione trony. Siedzieli na nich trzej mężczyźni, w których rozpoznałam postacie z portretu. Tron pośrodku był największy i najdokładniej wyrzeźbiony, a siedzący na nim mężczyzna wyglądał dostojniej od swoich dwóch towarzyszy, białowłosego, i ciemnowłosego, o znudzonym wyrazie twarzy. Mężczyzna, który siedział na środkowym tronie, wstał. Miał bladą skórę i kruczoczarne włosy, które wyglądały jak kaptur. Ubrany był w czarny garnitur.
- Witajcie! - powiedział. - Nazywam się Aro, a to moi bracia, Caius - wskazał na białowłosego, ubranego w czarny płaszcz, a właściwie szatę, a na szyi miał czerwony szalik - i Marcus- wskazał na drugiego, o znudzonym wyrazie twarzy. - Jesteśmy wampirami. Tak, pewnie trudno wam w to uwierzyć, biorąc pod uwagę to wszystko, co ludzie o nas wymyślają. Ponad połowa tych opowieści to kłamstwa, a reszta jest prawdą tylko w kawałku. Jesteśmy Volturi, największą grupą wampirów na świecie, grupą królewską. Wyznaczamy prawa, a za nieprzestrzeganie ich - karzemy. Podstawowa zasada jest prosta – nie wojno ujawniać swojej tożsamości ludziom. Ludzie nie mogą zobaczyć, że istniejemy. To jest nasza straż: Heidi, Renata, Santiago, Corin, Demetri, Felix, - wskazał na wampira, który nas przyprowadził - Afton, Chelsea i Eleazar. Ach, przecież musicie być spragnieni... Heidi, mogłabyś pójść na małe polowanie? Felix, zabierz Aleca i Jane do pokoju z jedzeniem – wampir usiadł z powrotem na tronie, a Feliks zaprowadził nas do pokoju z białymi ścianami. Gdy szliśmy, cały czas czułam na sobie jego wzrok. Palenie w gardle było oraz bardziej uciążliwsze. Alecowi też ciążyło. 
  Po chwili do pokoju weszła kobieta o imieniu Heidi. Była już ubrana inaczej niż w sali. Tam wszyscy mieli czarne peleryny i płaszcze, a teraz kobieta miała na sobie jedwabną, czerwoną bluzkę i czerwoną mini. Za nią do pokoju weszło kilka innych osób. Zostawiła je i skierowała się do drzwi, mówiąc : 
 - Miłego obiadu - i wyszła. Teraz już wiedziałam, o co chodziło Aro gdy mówił, że ,,ponad połowa opowieści o nas to kłamstwa, a reszta jest prawdą tylko w kawałku''. Westchnęłam i wyłowiłam pierwszą ofiarę: chłopca, niewiele młodszego ode mnie. Obejrzałam się jeszcze na Aleca. Patrzył z błyskiem w oczach na jakąś małą dziewczynkę. Odwróciłam głowę z powrotem do chłopaka i zaatakowałam go.
 
W tedy Blak jeszcze nie było, to było około 15-17 wieku. Dawno prawda?

niedziela, 1 września 2013

The gifs and photo ; funny

Ojjjj Irinka jest troszkę speszona? Hah, i tak już nie żyjesz....

Ten uśmieszek Aro xD
Może to nie ma nic do czynienia z Volturi ale jest śmieszne xD



Wściekła wiewióra?

Demetri:

Gdy ktoś mnie dotknie też tak robię.




Moje ulubione momenty xD

Ten twój uśmieszek




Kreskówka:

Kreskówka 2:


Jane:

Uwielbiasz to robić co?

Od kiedy dzieci przeklinają?
 


Twoje spojrzenie


Logan:



Przykład świra xD


Nie jesteś już moim bratem xD Wstydzę się ciebie xD Nie no żart, ciebie można uderzyć w twarz a ty nawet nie zauważysz xD



Ja:


 
I am a princess  



Ja: Ściągam ten kaptur, 2 sek później albo nie niech zostanie xD

Na wojne!: