środa, 18 września 2013

Post

Widzę że filmików jest znacznie więcej od wpisów więc opowiem moją historię :
Zamknęłam oczy. Słyszałam tylko krzyki tłumu, który otaczał mnie i mojego brata. Za chwilę mieliśmy spłonąć na stosie. Zostaliśmy oskarżeni o czary, gdy na mój widok kilku chłopaków zaczęło wić się z bólu.

  Nagle poczułam, że ktoś mnie uniósł, a zaraz potem poczułam piekący ból w ręce, który rozchodził się po całym moim ciele. 
  Gdy otworzyłam oczy, leżałam w pokoju z szarymi ścianami i czarnymi meblami, na łóżku. Nigdzie nie widziałam Aleca. Paliło jak diabli! Zaczęłam krzyczeć, ale to było na nic. Nikt nie przychodził. Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam. Zamknęłam oczy z powrotem. Ból nie ustawał. Mijały minuty, godziny, może nawet dni... W końcu ból ulżył, zdawał się opuszczać moje ciało przez palce u nóg. Leżałam chwilę, aby upewnić się, że to koniec cierpienia. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Nie był duży, mieścił się w nim regał z książkami, szafa, biurko i jedno okno, przysłonięte bordową firanką. Poczułam w gardle coś dziwnego – jakby było całkiem wyschnięte. 
  Nagle drzwi otworzyły się. Do pokoju wszedł ciemnowłosy mężczyzna. Gdy popatrzyłam na jego oczy, prawie krzyknęłam. Były ciemnoczerwone. Mężczyzna miał na sobie ciemną, prawie czarną pelerynę z kapturem. Był strasznie blady. 
- Pewnie jesteś spragniona - powiedział. Kiwnęłam głową, bo nie wiedziałam, jak inaczej określić uczucie w moim gardle. - Chodź - poszłam za nim. Gdy wyszłam za nim, on stał już przy innych drzwiach, po drugim końcu korytarza. Był strasznie szybki, kimkolwiek był. Ruszyłam w jego stronę i nagle znalazłam się tuż przy nim. Mężczyzna otworzył drzwi do pokoju. 
  Na łóżku leżał chłopak z brązowymi włosami i bladą twarzą. Po chwili, pewnie gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi, wstał. Miał czerwone oczy, znacznie jaskrawsze od mężczyzny w pelerynie. Dopiero po chwili rozpoznałam w chłopaku Aleca. Popatrzył na mnie, i chyba również z trudem, ale mnie rozpoznał. 
- Jane? - spytał. Kiwnęłam głową. 
- To ty, Alec? - zapytałam. Powtórzył mój ruch.
- No, chodźcie już. Kajusz nie lubi czekać - powiedział mężczyzna i ruszył dalej korytarzem, ale nie zauważyłam w jego ruchach poprzedniej, nadzwyczajnej szybkości. Ruszyłam za nim, Alec również. Szliśmy dość szerokim korytarzem pomalowanym na czarno. Na ścianach wisiały obrazy, najczęściej przedstawiające trzech bladych mężczyzn. Zauważyłam, że wszystko to widzę niezwykle wyraźnie. Widziałam każdy szczegół, każde pociągnięcie pędzlem na obrazie. 
  Korytarz tymczasem zaczął się zwężać, by zakończyć się ślepą uliczką. Stałam chwilę zdezorientowana, ale mężczyzna podniósł w podłodze dziwną klapę i skoczył. Popatrzyłam na Aleca. Bałam się, ale skoczyłam. Spadałam może kilka sekund i wylądowałam na nogach. Nic nie poczułam, a przecież było strasznie wysoko. Zaraz zobaczyłam brata stojącego obok mnie. Nie minęła nawet sekunda! Po raz pierwszy nie wiedziałam co robić. Chociaż nie, tak tego nie dało się określić. Czułam, nie wiem, chyba zapach mężczyzny w pelerynie. Ruszyłam tam, gdzie ciągnął mnie dziwny, niewidzialny ślad. Po chwili zobaczyłam wielkie, zdobione drzwi, obok których stał mężczyzna. Gdy nas zobaczył, otworzył drzwi i pokazał gestem, byśmy weszli za nim. Sala, do której weszliśmy, była ogromna, nigdy, w całych Włoszech nie widziałam takiego wielkiego pomieszczenia. Miała okrągłe sklepienie i jasne ściany, obok których stały piękne, zdobione kolumny. Na wprost nas zbudowany był podest na kilku schodkach, a tak stały trzy brązowe, rzeźbione trony. Siedzieli na nich trzej mężczyźni, w których rozpoznałam postacie z portretu. Tron pośrodku był największy i najdokładniej wyrzeźbiony, a siedzący na nim mężczyzna wyglądał dostojniej od swoich dwóch towarzyszy, białowłosego, i ciemnowłosego, o znudzonym wyrazie twarzy. Mężczyzna, który siedział na środkowym tronie, wstał. Miał bladą skórę i kruczoczarne włosy, które wyglądały jak kaptur. Ubrany był w czarny garnitur.
- Witajcie! - powiedział. - Nazywam się Aro, a to moi bracia, Caius - wskazał na białowłosego, ubranego w czarny płaszcz, a właściwie szatę, a na szyi miał czerwony szalik - i Marcus- wskazał na drugiego, o znudzonym wyrazie twarzy. - Jesteśmy wampirami. Tak, pewnie trudno wam w to uwierzyć, biorąc pod uwagę to wszystko, co ludzie o nas wymyślają. Ponad połowa tych opowieści to kłamstwa, a reszta jest prawdą tylko w kawałku. Jesteśmy Volturi, największą grupą wampirów na świecie, grupą królewską. Wyznaczamy prawa, a za nieprzestrzeganie ich - karzemy. Podstawowa zasada jest prosta – nie wojno ujawniać swojej tożsamości ludziom. Ludzie nie mogą zobaczyć, że istniejemy. To jest nasza straż: Heidi, Renata, Santiago, Corin, Demetri, Felix, - wskazał na wampira, który nas przyprowadził - Afton, Chelsea i Eleazar. Ach, przecież musicie być spragnieni... Heidi, mogłabyś pójść na małe polowanie? Felix, zabierz Aleca i Jane do pokoju z jedzeniem – wampir usiadł z powrotem na tronie, a Feliks zaprowadził nas do pokoju z białymi ścianami. Gdy szliśmy, cały czas czułam na sobie jego wzrok. Palenie w gardle było oraz bardziej uciążliwsze. Alecowi też ciążyło. 
  Po chwili do pokoju weszła kobieta o imieniu Heidi. Była już ubrana inaczej niż w sali. Tam wszyscy mieli czarne peleryny i płaszcze, a teraz kobieta miała na sobie jedwabną, czerwoną bluzkę i czerwoną mini. Za nią do pokoju weszło kilka innych osób. Zostawiła je i skierowała się do drzwi, mówiąc : 
 - Miłego obiadu - i wyszła. Teraz już wiedziałam, o co chodziło Aro gdy mówił, że ,,ponad połowa opowieści o nas to kłamstwa, a reszta jest prawdą tylko w kawałku''. Westchnęłam i wyłowiłam pierwszą ofiarę: chłopca, niewiele młodszego ode mnie. Obejrzałam się jeszcze na Aleca. Patrzył z błyskiem w oczach na jakąś małą dziewczynkę. Odwróciłam głowę z powrotem do chłopaka i zaatakowałam go.
 
W tedy Blak jeszcze nie było, to było około 15-17 wieku. Dawno prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz