środa, 18 września 2013

Moja historia cz.3

Tego nikt się nie spodziewał, nawet ja. Ale po kolei.
  Od walki z rumunami minęło jakieś 1500 lat, mieliśmy w tym czasie spory kłopot z walkami w Teksasie i Meksyku (zwłaszcza z wampirem o imieniu Benito i jego nowonarodzonym Dennisem). 
  Wczoraj musieliśmy wszyscy - oprócz żon braci, oczywiście - wybrać się do parku Denali na Alasce, aby ukarać pewną kobietę, która mimo zakazu stworzyła nieśmiertelne dziecko. Sasha (ta wampirzyca) za nic nie chciała oddać swojego synka Vasilli'ego, więc musieliśmy ich spalić razem na miejscu. Przyglądały się temu cztery wampirki, trzy chyba były córkami tej wampirzycy, bo były bardzo podobne między innymi była tam Blak, tak Blak. To było jakieś 200-300 lat temu kiedy było jej to 3 życie.A czwarta była czarnowłosą Hiszpanką. Były bardzo smutne, prawie się rozpłakały. Caius chciał je również zabić oprócz Kate i Blak ze względu na ich talenty, ale niestety Aro miał akurat dobry humor i wyczytał z ich wspomnień, że chłopca widzą dopiero pierwszy raz i nie wiedziały, że ich matka stworzyła nieśmiertelne dziecko. A było jeszcze gorzej, bo Eleazar zakochał się w tej Hiszpance. Aro zaproponował Kate i Blak dołączenie do nas z powodu ich darów, dziewczyny odmówiły, gdyby była tam Chelsea byłyby już dawno w Volturi.
  A dzisiaj okazało się, że żona Marcusa , Didyme, również stworzyła takie dziecko! Marek jest załamany - w końcu od zasady zakazu tworzenia nieśmiertelnych dzieci nie ma wyjątków, i dziś patrzyliśmy jak Didyme z dzieckiem na rękach płonie. Taki maluch mógłby zdradzić istnienie wampirów! Cieszę się, że to dziecko spłonęło, ale Alec pociesza pozostałe żony. Nie wiem po co. Kobieta stworzyła dziecko, więc zginie. Nie rozumiem, jak Marcus może rozpaczać. Nawet mu się nie chce obchodzić swojego święta (tak, dzisiaj 19, czyli dzień Św. Marka). Że też teraz Ara wzięło na sentymenty i ogłosił w Volterze żałobę! No po prostu... Sam spalił żonę Marcusa i chłopca, a teraz pociesza brata. Nie wiem co mu to da, skoro Marek się na niego obraził i chyba już w ogóle przestał mówić. Sama nie wiem co kobiety widzą w tych dzieciach. 
  Dziś wieczorem mam patrol po prostu z zajebistym towarzystwem. Ja, Chelsea, Afton i FELIX! Felix i Afton niedawno się pokłócili na całą Volterrę, bo Felix podrywał Chelsea. Po prostu fantastyczny skład, nie ma co. Bo Felix Chelsea już nie podrywa... On MI nie daje żyć!
  Eleazar nie wróci więcej do Volterry. Bierze ślub z Carmen i zamieszka na Alasce. Blak podobno popełniła samobójstwo 2 lata później. Zwariował Eleazar, on i te kobiety to wariatki, nawet nie żywią się jak normalne wampiry, tylko piją krew zwierząt! Jeśli kiedykolwiek spotkam Eleazara, zniszczę go. Oderwę mu nogi i ręce, a potem spalę! Alec próbował mnie namówić do pójścia na ten cholerny ślub. Jeszcze czego! Niech sobie idzie sam, jak chce. A może sam ma ochotę pić krew zwierząt? Co to niby za krew, do cholery! 
  Nagle przybiegł Felix. Strasznie podenerwowany. 
- No niech zgadnę, nie wiesz, czy na ślub tych idiotów założyć czarne czy fioletowe ubranie? - spytałam. 
- Nie! - powiedział. - Aro i Caius, żebyś to widziała... - przerwał. 
- Aro i Caius co? - zdenerwowałam się. Mówi czy nie? 
- Do komnaty głównej przyszedł Afton, i spytał, czy w sobotę może zorganizować ślub swój i Chelsea, a Caius na to, że nie, bo on ma być tego dnia na misji. I wtedy Aro powiedział, że postara się, aby misja wypadła po ceremonii. No i Caius wstał z tronu, i powiedział, że nie będzie zwalniał straży z misji, aby urządzić ślub dla paru osób. I Aro wtedy też wstał, i powiedział, że to nie Caius decyduje, tylko on. No i Caius wyglądał, jakby chciał brata uderzyć, no i nawet się zamachnął, ale Alec użył daru. I tak stali naprzeciwko siebie nieruchomo, i chyba zresztą nadal stoją, bo Alec boi się wyłączyć dar, żeby go za to nie ukarali... - nie słuchałam go dalej. Pobiegłam do komnaty głównej. 
  Rzeczywiście, Alec trzymał Aro i Caisua pod darem. Marcus westchnął. Nie zauważyłam wcześniej, że on też tu jest. Chyba niezbyt go obchodziło, że jego bracia chcą się pozabijać. Zresztą, Ara chyba by aż tak nie żałował, w końcu ten zabił mu żonę... ciekawe kto by wygrał, gdyby Aro i Caius jednak walczyli. 
- Jane... - jęknął Alec. - Co ja mam teraz zrobić? Jak ich puszczę, to się pozabijają... Albo jeszcze mnie... - jęczał. 
- To ich nie puszczaj - zaproponowałam. 
- Ale ich trzeba w końcu puścić... I co z tym zrobić? - zastanawiał się. 
- Alec, puść ich – poprosił Marcus. - Bez ich kłótni będzie nudno... 
   Zdziwiłam się. To Marcus może być jeszcze bardziej znudzony? Przecież on i tak wygląda, jakby lada chwila miał umrzeć z nudów, no ale to u wampira niemożliwe. Zdziwiony Alec puścił Aro i Caiusa. Afton oczywiście już czmychnął, bojąc się o siebie i swój ślub. Raczej nieprędko o nim wspomni... 
- Alec! Jak mogłeś to zrobić?! - Wykrzyknął Aro. Chyba dawno nie był tak wściekły. Dorównywał już Caiusowi. - A wy na co tak patrzycie? Już, do swoich komnat ci, którzy nie mają patroli! Ty zostajesz, Alec! - Alec popatrzył na mnie przerażony. Udawałam, że nie widzę. Mógł tego nie robić. Byłoby na co popatrzeć. Walka Caius z Aro to by było coś. Wyszłam z komnaty. Nie miałam ochoty zostać ukarana z powodu mojego brata.
  Około trzeciej do mojej komnaty przyszedł Alec. 
- Myślałem, że będzie gorzej. Kazali mi iść teraz na patrol z Corin i Felix, a jutro mam pomóc Heidi z jedzeniem - mogło być gorzej? On chyba zwariował. Corin to jeszcze jest w porządku, ale że ,,mogło być gorzej'', tak mówił o patrolu z FELIXEM!? Nie wierzę. Felix jest strasznie głupi, chyba go w Volterze trzymają tylko ze względu na jego siłę i nic więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz